Allah mówi, Walid słucha. Egipcjanin zaczął pracę w Hutniku

Walid Kandel (z lewej) rozpoczyna pracę w Hutniku fot. Hutnik Kraków

Walid Mohamed Kandel El-Said został trenerem rezerw Hutnika. – Wystarczyło 15 minut modlitwy i wiedziałem, że tak powinienem zrobić – mówi Egipcjanin, uczestnik mistrzostw świata do lat 20 z 2005 roku.

W ogarniętym rewolucją Egipcie zostały zawieszone rozgrywki ligowe, a dziś 34-letni Walid Kandel akurat wracał wtedy do zdrowia po zerwaniu więzadła w kolanie. Nie mógł grać, ale wiele nie stracił, bo inni piłkarze również mieli przymusową pauzę.

Jego znajomy robił w tym czasie interesy z Polakiem. Biznesmen znad Wisły powiedział, że znajdzie mu klub i zaprosił do Warszawy. Potem były testy w Jagiellonii, Łęcznej i Radomsku. W ekstraklasie go nie chcieli, nie był gotowy po długiej przerwie, ale w niższych ligach proponowali mu kontrakty. Na przeszkodzie stawały jednak problemy z wizą czy kartą pobytu.

Pół roku spędził w czwartoligowym UKS Łady. – Powoli myślałem o zakończeniu kariery. Mówiłem sobie: Walid, grałeś w egipskiej ekstraklasie i na jej zapleczu – szanuj swoją karierę – wspomina.

Postanowił otworzyć własny biznes. Zadecydował, że będzie sprowadzał do Polski owoce. W założeniu firmy pomógł jego rodak mieszkający w Polsce.

Był już gotowy na nowe życie. – Podczas spotkania z kontrahentem usłyszałem, że nie potrafię się targować, handlować – śmieje się.

Dowiedział się też, że Limanovia szuka obrońcy. Nie był przekonany do wyjazdu na południe kraju, ale od polskiego biznesmena usłyszał, że jak nie pojedzie, to on nie będzie z nim handlował. I tak trafił do drugoligowej Limanovii, gdzie drugi raz zerwał więzadło.

Gdy był zdrowy grał jednak w II lidze, której nie udało się niestety utrzymać. Potem nastała nowa rzeczywistość. Po odejściu głównego sponsora – Andrzeja Szubryta – klub zaczynał od ligi okręgowej. Przez jakiś czas Kandel był grającym trenerem.

Niedawno został szkoleniowcem rezerw Hutnika, które występują w lidze okręgowej (szósty poziom rozgrywkowy). Pracę na Suchych Stawach będzie łączył z prowadzeniem Zalesianki Zalesie pod Nowym Sączem. Posiada licencję UEFA B i zapisał się już na kolejny kurs.

Bóg

– Religia jest dla mnie najważniejsza. Gdy muszę podjąć ważną decyzję, modlę się. Przed podjęciem decyzji o dołączeniu do Hutnika przez 15 minut rozmawiałem z Bogiem i usłyszałem: Kandel, to dobra droga. Jeżeli On tak chce, muszę się dostosować – mówi.

Żałuje, że rzadko chodzi do meczetu, ale często coś staje na drodze – wyjazd, trening, mecz.

Za to często się modli, przestrzega zasad Ramadanu. Po poście i długiej podróży udał się na testy do GKS-u Katowice. Był tak zmęczony, że nie wiedział, gdzie jest i co robi. Trener Marek Motyka miał potem trochę pretensji, że nie powiedział, bo było widać, że na boisku nie był sobą.

Szukał żony, ale miał obawy przed związaniem się z kobietą innego wyznania.

– Nie chodzi o złe nastawienie do religii, bo katolicy i muzułmanie mają wiele wspólnego. Bardzo was, Polaków szanuję. W głowie krążyło jednak wiele myśli, jak to będzie z dziećmi. Między małżonkami mógłby zrodzić się konflikt, w której wierze je wychować. A tego nie chciałem – przyznaje.

Problemu już nie ma. Podczas jednej z wizyt w krakowskim meczecie poznał Polkę, która dziewięć lat temu przeszła na islam. Szybko wzięli ślub. Ona pojechała z nim do Limanowej, od niedawna mieszkają na Ruczaju.

Polska

Kandel El-Said przekonuje, że nigdy nie znalazł się w nieprzyjemniej sytuacji w związku ze swoim pochodzeniem. Nikt nie wytknął go palcem, nie wyzywał. – Nie piję alkoholu, nie chodzę na imprezy, więc zmniejszam ryzyko. Bardzo lubię Polaków. To bardzo mili ludzie – mówi.

Lubi jeść pstrąga, pierogi, gulasz (ale nie wieprzowy!), uwielbia ziemniaki. Przeszkadza mu zima, do dziś czuje dreszcze, gdy wspomina samotne treningi pod Warszawą i przeszywający chłód.

Razem z żoną prowadzą firmę, która sprowadza naturalne egipskie kosmetyki. W ich mieszkaniu biega kotka, którą nazwali... „Kotek”.

Egipt

Urodził się i mieszkał w Kairze, niedaleko lotniska. Ma dwóch braci (jeden starszy, drugi młodszy) i siostrę. Pochodzi z inteligenckiej rodziny. Ojciec również grał w piłkę, ale szybko ją porzucił dla kariery menedżerskiej. Walid osiągnął w sporcie więcej, ale też nie zaniedbał przez to nauki. Rodzice pilnowali, by skończył studia. Z wykształcenia jest księgowym.

Gdy miał kilkanaście lat kupił go Al-Ahly Kair, najbardziej znany afrykański klub z dużymi sukcesami.

– 20 lat temu mieliśmy warunki, które dziś są nieosiągalne dla wielu drużyn młodzieżowych w Polsce. Przy każdej drużynie było kilkunastu fachowców, także z Europy – trenerów, masażystów, innych specjalistów. Bajka – wspomina.

Zespół miał do dyspozycji świetnie przygotowane boiska, jak mówi, dywany z trawy. Choć zdarzało mu się grać na betonie i zdzierać kolana. – Pamiętam mecze reprezentacji miast, wtedy warunki były ciężkie. Ale nikt się nie przejmował, kochaliśmy piłkę – opowiada.

Rewolucja, która w 2011 roku opanowała jego ojczyznę, nie odbiła się na jego życiu. Tam gdzie mieszkał, było bezpiecznie. Powątpiewa również w prawdziwość danych o liczbie manifestantów, którzy protestowali przeciwko władzy na słynnym placu Tahrir.

– Nie ma szans, by zgromadził się tam milion ludzi. Nigdy w to nie uwierzę – zaznacza stanowczo.

Freddy Adu

W egipskiej ekstraklasie i I lidze występował w klubach Tersana, Mahalla, Asyut Petrol, Sohag FC. Był dobrym środkowym obrońcą.

W 2005 roku pojechał z reprezentacją Egiptu na mistrzostwa świata do lat 20. W Holandii trafili do grupy śmierci z Argentyną, Niemcami i Stanami Zjednoczonymi. Młodzi "Faraonowie" nie zdobyli punktu, ale Walid widział rodzące się gwiazdy, które jeszcze przez lata będą świecić i takie, które szybko zgasną.

Turniej wygrała Argentyna, w której występował 18-letni Lionell Messi, później król strzelców imprezy. Nasz rozmówca zagrał przeciwko USA. Wyszedł w pierwszym składzie i przez kilkanaście minut próbował powstrzymywać wielki talent światowej piłki, czyli Freddiegu Adu.

– Już wtedy przeczuwałem, że nie zrobi kariery. Byli na ważnym turnieju, a nie było widać koncentracji. On i kilku jego kolegów w czasie trwania imprezy wsiadali w samochody i jeździli po Holandii. Słyszałem, że nie stronili od alkoholu – wspomina.

Piłka

Promuje techniczny futbol, dlatego nie ogląda polskiej ekstraklasy. – Za dużo jest walki, przepychania się. Dla mnie piłka powinna być lekka, szybka – podkreśla.

Jeżeli jako trener będzie równie dobrze czuł szatnię jak piłkarz, może odnieść sukces wyżej niż w lidze okręgowej.

– Na początku występów w Limanovii, byłem podstawowym zawodnikiem. Wybrali mnie najlepszym graczem zespołu. Po przerwie zimowej znów liczyłem na grę, ale nagle trener Ryszard Wieczorek nie widział mnie nawet w kadrze – wspomina.

Pierwszy mecz bez Egipcjanina zespół wygrał, ale Walid przeczuwał, że w kolejnych już tak dobrze nie będzie.

– Wtedy nie znałem polskiego, ale widziałem, że w szatni jest dziwna atmosfera. W zimie doszło do rewolucji kadrowej, ale porobiły się nowe grupki. Po efektownej wygranej 4:0 na inaugurację wiosny powiedziałem masażyście, że tak długo nie będzie. On dziwnie na mnie patrzył – mówi.

Szybko się okazało, że to były prorocze słowa. Limanovia zaczęła przegrywać mecz za meczem, co doprowadziło do zwolnienia Ryszarda Wieczorka. Zastapił go Marek Motyka, którego Kandel nazywa „tatusiem”.

– W pierwszym meczu pod jego wodzą nie grałem. Przyjaciele donieśli mi, że inni ludzie opowiadali o mnie nieprawdziwe rzeczy – wskazuje przyczyny.

Potem Motyka się do niego przekonał i Egipcjanin był jednym z liderów zespołu. Utrzymać się nie udało, ale Limanovia do końca grała fair.

Pewny spadku zespół w ostatniej kolejce jechał na mecz do Rybnika. Gospodarze mieli szansę na awans do II ligi.

– Wszyscy mówili, że sprzedamy ten mecz. Ale trener Motyka powiedział nam: gramy na 100 procent, nie chcę, by ktoś nam zarzucał takie rzeczy. I wygraliśmy 2:0, choć przez część spotkania występowaliśmy w dziesięciu. Byłem dumny – nie kryje.

comments powered by Disqus